Mińsk pozostawał w rękach Rosjan już drugi miesiąc. PAC
umocniła się zaledwie kilometr od zachodniej granicy stolicy Białorusi. Spory
błąd taktyczny, wynikający ze zbytniej pewności siebie generała Lebiedowa,
który sądził, że skoro większość sił zbrojnych UE stacjonuje w Afryce, nie ma
po co fortyfikować się dalej. Strefa wpływów Koalicji Panazjatyckiej i tak
praktycznie sięgała do granicy z Polską. Jednak na razie nie padł rozkaz ataku
na stojący ością w gardle nadwiślański kraj. Niedobory kadrowe i sprzętowe
dawały o sobie znać, więc inwazja Rosjan w tej części Europy zatrzymała się
właśnie w Mińsku.
Oddział snajperów z jednostki płk. Grzysia powoli kierował się w stronę przedmieść miasta. Wydano rozkaz przerzedzenia szeregów rosyjskich obrońców, a do tego zadania najlepiej nadawali się cisi zabójcy, jakimi byli snajperzy z JWK w Lublińcu. Pułkownik postanowił wysłać jednak pięć par snajperskich. Dowódcą strzelców został kapral Pierzycki ze względu na podręcznikowo przeprowadzoną akcję wywiadowczą.
Podstawowym warunkiem sukcesu operacji jest takie jej przeprowadzenie, żeby nie dać się wykryć. Wywiad Sił Zbrojnych UE potrafił załatwić wszystko. Snajperzy ruszyli do akcji ubrani w mundury Koalicji Panazjatyckiej, na które założyli zimowe maskałaty. W ramach kamuflażu każdy żołnierz miał jeszcze na swoim wyposażeniu unowocześniony model IT-33, pozwalający na zniknięcie nie na 15 sekund lecz pół minuty. Uzbrojenie w broń długą nie było jednakowe. Oprócz karabinu snajperskiego lub karabinku Lamberta, wszyscy mieli w kaburach udowych rewolwery P33 Pereira
Oddział snajperów z jednostki płk. Grzysia powoli kierował się w stronę przedmieść miasta. Wydano rozkaz przerzedzenia szeregów rosyjskich obrońców, a do tego zadania najlepiej nadawali się cisi zabójcy, jakimi byli snajperzy z JWK w Lublińcu. Pułkownik postanowił wysłać jednak pięć par snajperskich. Dowódcą strzelców został kapral Pierzycki ze względu na podręcznikowo przeprowadzoną akcję wywiadowczą.
Podstawowym warunkiem sukcesu operacji jest takie jej przeprowadzenie, żeby nie dać się wykryć. Wywiad Sił Zbrojnych UE potrafił załatwić wszystko. Snajperzy ruszyli do akcji ubrani w mundury Koalicji Panazjatyckiej, na które założyli zimowe maskałaty. W ramach kamuflażu każdy żołnierz miał jeszcze na swoim wyposażeniu unowocześniony model IT-33, pozwalający na zniknięcie nie na 15 sekund lecz pół minuty. Uzbrojenie w broń długą nie było jednakowe. Oprócz karabinu snajperskiego lub karabinku Lamberta, wszyscy mieli w kaburach udowych rewolwery P33 Pereira
·
Alpha One i Alpha Two: karabin snajperski Moretti SR4
·
Bravo
One i Bravo Two: Moretti SR4
·
Charlie One: ciężki karabin snajperski Zeller-H;
Charlie Two: karabinek Lamberta, Moretti SR4
·
Delta
One i Delta Two: Moretti SR4
·
Echo One: Zeller-H; Echo Two: karabinek Lamberta,
Moretti SR4
Najbardziej
doświadczeni snajperzy uzbrojeni byli w karabiny Zeller-H. Broń ta w rękach
sprawnego operatora była istnym narzędziem śmierci. Skuteczny zasięg, z którego
pojedynczy strzał w klatkę piersiową zabijał to 3500 metrów, co jest
niewiarygodną odległością. Wbudowany komputer balistyczny oraz cyfrowa luneta o
nawet 50x powiększeniu umożliwiały celne strzelanie w niemal każdych warunkach.
Posiadacze tego karabinu mieli skupić się na wsparciu ogniowym oraz niszczeniu
cięższego sprzętu. Towarzyszył im żołnierz z karabinkiem Lamberta. Miał on
osłaniać na bliższe dystanse swojego kolegę z Zellerem
Pozostali strzelcy wzięli ze sobą standardowe karabiny Moretti SR4. Standardowy nie oznacza jednak, iż jest to gorsza broń. Przeznaczona do strzelania do ludzi nie mogła uszkodzić pancerza w pojazdach, ale skutecznie przebijała ściany budynków. Jej maksymalny zasięg skuteczny to 2500 metrów, ale największą efektywność osiągnąć można było na dystansach poniżej dwóch kilometrów. Karabin ten również posiadał wbudowany komputer balistyczny i cyfrową lunetę, ale o mniejszym powiększeniu – trzydziestokrotnym. Uzbrojeni w ten rodzaj broni mieli eliminować czynnik ludzki.
Pozostali strzelcy wzięli ze sobą standardowe karabiny Moretti SR4. Standardowy nie oznacza jednak, iż jest to gorsza broń. Przeznaczona do strzelania do ludzi nie mogła uszkodzić pancerza w pojazdach, ale skutecznie przebijała ściany budynków. Jej maksymalny zasięg skuteczny to 2500 metrów, ale największą efektywność osiągnąć można było na dystansach poniżej dwóch kilometrów. Karabin ten również posiadał wbudowany komputer balistyczny i cyfrową lunetę, ale o mniejszym powiększeniu – trzydziestokrotnym. Uzbrojeni w ten rodzaj broni mieli eliminować czynnik ludzki.
Rozdzielili
się już w momencie zrzutu – 30 kilometrów od Mińska. Mieli dokładne informacje
o lokalizacji stanowisk broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej, ale nie
wiedzieli na kogo mogą natknąć się po drodze. Droga do przedmieść zajęła im 2
dni, gdyż poruszali się z niesamowitą dbałością o ostrożność, zacierając za
sobą wszelkie ślady. Na swojej trasie żadna z par nie natrafiła na przeszkody w
postaci Rosjan. Para Charlie spotkała jedynie kilku cywili w odległości 300
metrów od siebie, ale nie zostali zdemaskowani.
Mieli zaatakować o świcie, półtorej godziny przed zmianą wart, czyli o 4:30 rano. Rozleniwieni żołnierze PAC nie spodziewali się ataku i zdarzało im się nawet przysypiać w trakcie służby, co było niedopuszczalną rzeczą. Swoją opieszałość Rosjanie mieli przypłacić życiem.
Stanowiska obronne Mińska rozmieszczone były co trzy kilometry. Każda para urządziła stanowiska strzeleckie w odległości dwóch kilometrów od posterunków. Zbliżała się godzina zero. ..
Dziesięciu strzelców widziało w lunetach swoje cele. Ich ofiarą paść miało trzydziestu Moskali. Strzały musiały być bezbłędne oraz szybkie, nikt nie mógł podnieść alarmu, przynajmniej nie na tym etapie. Gdyby gen. Lebiodow dowiedział się, że ktoś likwiduje stanowiska ciężkiej broni od razu otoczyłby szczelnym pierścieniem cały Mińsk i Polacy stracili by szansę wejścia do miasta.
Kapral Pierzycki będący operatorem karabinu Zeller-H w parze Charlie nacisnął przycisk radiostacji.
- Meldować
- Tu Alpha, gotowi
- Bravo, cel w zasięgu
- Delta zwarci i gotowi
- Echo, czekam na rozkaz
Do godziny 4:30 zostało pięć sekund
Pierzycki wstrzymał oddech. Wiedział, że jego podwładni robią to samo. Nakierował krzyż celowniczy na głowę swojego celu. Sekunda do oddania strzału.
Nacisnął spust i poczuł przyjemne kopnięcie karabinu. Już w tym momencie wiedział, że oddał strzał doskonały. Szybko wybrał kolejnego żołnierza i posłał pocisk.
Ilja Pietrowicz zobaczył, że coś dosłownie zdmuchnęło głowę jego kolegi.
- Co do kurw… - w tym samym momencie nabój Pierzyckiego rozerwał mu klatkę piersiową. Podobna rzeź rozegrała się na każdym posterunku.
- Meldować – rozkazał kapral
- Bravo, sektor czysty
- Charlie, potwierdzam
- Delta, czysto
- Echo, wszyscy zdjęci
- Gratuluję panowie, ruszamy dalej. Używać radia tylko w sytuacji zagrożenia operacji. Działacie na własną rękę, ale znacie zasady gry. Bez odbioru – zakończył transmisję Pierzycki
Mieli zaatakować o świcie, półtorej godziny przed zmianą wart, czyli o 4:30 rano. Rozleniwieni żołnierze PAC nie spodziewali się ataku i zdarzało im się nawet przysypiać w trakcie służby, co było niedopuszczalną rzeczą. Swoją opieszałość Rosjanie mieli przypłacić życiem.
Stanowiska obronne Mińska rozmieszczone były co trzy kilometry. Każda para urządziła stanowiska strzeleckie w odległości dwóch kilometrów od posterunków. Zbliżała się godzina zero. ..
Dziesięciu strzelców widziało w lunetach swoje cele. Ich ofiarą paść miało trzydziestu Moskali. Strzały musiały być bezbłędne oraz szybkie, nikt nie mógł podnieść alarmu, przynajmniej nie na tym etapie. Gdyby gen. Lebiodow dowiedział się, że ktoś likwiduje stanowiska ciężkiej broni od razu otoczyłby szczelnym pierścieniem cały Mińsk i Polacy stracili by szansę wejścia do miasta.
Kapral Pierzycki będący operatorem karabinu Zeller-H w parze Charlie nacisnął przycisk radiostacji.
- Meldować
- Tu Alpha, gotowi
- Bravo, cel w zasięgu
- Delta zwarci i gotowi
- Echo, czekam na rozkaz
Do godziny 4:30 zostało pięć sekund
Pierzycki wstrzymał oddech. Wiedział, że jego podwładni robią to samo. Nakierował krzyż celowniczy na głowę swojego celu. Sekunda do oddania strzału.
Nacisnął spust i poczuł przyjemne kopnięcie karabinu. Już w tym momencie wiedział, że oddał strzał doskonały. Szybko wybrał kolejnego żołnierza i posłał pocisk.
Ilja Pietrowicz zobaczył, że coś dosłownie zdmuchnęło głowę jego kolegi.
- Co do kurw… - w tym samym momencie nabój Pierzyckiego rozerwał mu klatkę piersiową. Podobna rzeź rozegrała się na każdym posterunku.
- Meldować – rozkazał kapral
- Bravo, sektor czysty
- Charlie, potwierdzam
- Delta, czysto
- Echo, wszyscy zdjęci
- Gratuluję panowie, ruszamy dalej. Używać radia tylko w sytuacji zagrożenia operacji. Działacie na własną rękę, ale znacie zasady gry. Bez odbioru – zakończył transmisję Pierzycki
Do Ratusza nie
dotarł żaden sygnał o zaistniałych wydarzeniach. Do zmiany wart zostało półtorej
godziny. Mieli zatem godzinę, aby wejść do Mińska i ukryć się, zanim zostanie
podniesiony alarm.
Każdy z komandosów przebrany był w rosyjski mundur. Ponadto wszyscy doskonale znali rosyjski i mieli dokumenty PAC. Mogło im to pomóc w razie kłopotów, ale mieli nie dopuścić do bezpośredniej konfrontacji w cztery oczy. Nie mogli zabić każdego, kogo napotkają na swojej drodze, ale nie mogli także skradać się jak intruzi, którymi rzeczywiście byli. Trzeba było działać w przemyślany sposób
Każdy z komandosów przebrany był w rosyjski mundur. Ponadto wszyscy doskonale znali rosyjski i mieli dokumenty PAC. Mogło im to pomóc w razie kłopotów, ale mieli nie dopuścić do bezpośredniej konfrontacji w cztery oczy. Nie mogli zabić każdego, kogo napotkają na swojej drodze, ale nie mogli także skradać się jak intruzi, którymi rzeczywiście byli. Trzeba było działać w przemyślany sposób
Delta właśnie
minęła jeden z wewnętrznych posterunków obronnych. Weszli do budynku, w którym
niegdyś mieściły się biura jednej z większych korporacji. Wysoka na 60 metrów
budowla dawała bardzo dobry widok na okolicę. Kapral Tomasz Brzeziński, ps.
Brzoza oraz kapral Jan Flis zabezpieczyli wejście do budynku ładunkami RDX, a
następnie urządzili kryjówkę snajperską na szóstym piętrze, skąd mieli
optymalny widok na ulice i dachy.
Brzoza obserwował teren przez lunetę swojego karabinu. Do jego uszu dotarł odgłos wystrzału. Najwyraźniej z najbliższej okolicy. Pół sekundy potem nieznana siła cisnęła nim jak szmacianą lalką. Kapral Flis zerwał się jak oparzony. Odciągnął towarzysza broni w róg pokoju, a następnie wziął się za przeczesywanie budynków przez celownik karabinu. Usłyszał odgłos wystrzału i następny pocisk wyrwał dziurę w ścianie budynku. Odskoczył do drugiego okna.
- Ty skurwielu, gdzie jesteś?
Szybko przebiegł na wyższe piętro. Tam nie spodziewał się go wrogi snajper. Zobaczył błysk światła odbitego najprawdopodobniej od soczewki lunety. Obserwował uważnie w poszukiwaniu najmniejszego ruchu. Nie chciał ryzykować strzału na ślepo, musiał być pewien. Jeden strzał, jedna śmierć – tak głosi jedna z najważniejszych zasad snajperstwa. Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że wróg przemieścił się i oddał strzał. Odległość trzystu metrów nie była dla niego wyzwaniem. Przeszedł surowe szkolenie. Jeśli ktoś nie trafiał celnie na taką odległość, był od razu wyrzucany ze szkolenia snajperskiego. Pocisk trafił Rosjanina w szyję i przerwał rdzeń kręgowy prawie urywając głowę. Śmierć w sekundę.
Szybko zbiegł do kaprala Brzezińskiego. Oddychał i był przytomny. Pocisk trafił go w bark nie wyrządzając dużych szkód.
- Jasiu, dorwałeś skurwysyna? – zapytał cicho
- Tak. Teraz muszę Cię tylko połatać.
Brzoza obserwował teren przez lunetę swojego karabinu. Do jego uszu dotarł odgłos wystrzału. Najwyraźniej z najbliższej okolicy. Pół sekundy potem nieznana siła cisnęła nim jak szmacianą lalką. Kapral Flis zerwał się jak oparzony. Odciągnął towarzysza broni w róg pokoju, a następnie wziął się za przeczesywanie budynków przez celownik karabinu. Usłyszał odgłos wystrzału i następny pocisk wyrwał dziurę w ścianie budynku. Odskoczył do drugiego okna.
- Ty skurwielu, gdzie jesteś?
Szybko przebiegł na wyższe piętro. Tam nie spodziewał się go wrogi snajper. Zobaczył błysk światła odbitego najprawdopodobniej od soczewki lunety. Obserwował uważnie w poszukiwaniu najmniejszego ruchu. Nie chciał ryzykować strzału na ślepo, musiał być pewien. Jeden strzał, jedna śmierć – tak głosi jedna z najważniejszych zasad snajperstwa. Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że wróg przemieścił się i oddał strzał. Odległość trzystu metrów nie była dla niego wyzwaniem. Przeszedł surowe szkolenie. Jeśli ktoś nie trafiał celnie na taką odległość, był od razu wyrzucany ze szkolenia snajperskiego. Pocisk trafił Rosjanina w szyję i przerwał rdzeń kręgowy prawie urywając głowę. Śmierć w sekundę.
Szybko zbiegł do kaprala Brzezińskiego. Oddychał i był przytomny. Pocisk trafił go w bark nie wyrządzając dużych szkód.
- Jasiu, dorwałeś skurwysyna? – zapytał cicho
- Tak. Teraz muszę Cię tylko połatać.